Liczaca sobie ok. 200 lat chata Jana Raka, husowskiego pisarza i poety doskonale obrazuje warunki bytowe i mieszkaniowe dawnych mieszkańców Husowa
Husów urzeka malowniczym krajobrazem, nie skażonym powietrzem, urozmaiconą rzeźbą terenu, z licznymi jarami i potokami porośniętymi krzewem dzikiego bzu, głogu, tarniny, dzikiej róży, czy leszczyny. W skarpach jarów można było spotkać norę lisa, borsuka a idąc wśród uprawnych pól, natknąć się na odpoczywającego pod miedzą zająca. To najczęściej na nich polowali husowscy myśliwi, pan Błaszkiewicz a także nasz bliski sąsiad, Henryk Ferenc, o którym jeszcze wspomnę.
Wiosną Husów tonął w bieli kwitnących wiśni, jabłoni, czereśni, zwłaszcza tej dzikiej z drobnymi jagodami których było mnóstwo. Soczysta zieleń Husowa pozostała do dziś, lecz uprawne kiedyś pola porastają obecnie dziką roślinnością gdyż po transformacji ustrojowej wiele pól uprawnych nie jest zagospodarowane z uwagi na małą opłacalność, trudne warunki uprawy, ukształtowanie terenu a także ze względu na starzenie się husowskiej społeczności.

Prace żniwne. Husów rok ok 1956
Pokolenie gospodarzy z tamtych lat już nie żyje, ich następcy na zasłużonej emeryturze, a młode pokolenie szuka bardziej opłacalnego zajęcia, często poza Husowem lub poza granicami kraju. Zmieniła się bardzo infrastruktura Husowa. Tutaj zaszły ogromne zmiany, widoczny jest znaczny postęp mimo niekorzystnego położenia wioski. Piękne domy, asfaltowe drogi, zadbane ogródki urządzone na wzór miejski. To stwarza pozytywny obraz Husowa który dziś dorównuje miejscowościom o korzystniejszym położeniu.
Wszystko to w jedną w całość ujęte
Zostało dla mnie jakby czymś świętym
Czymś, co mi każe tonąć w przeszłości
W miłych wspomnieniach wczesnej młodości
Dlatego myślą biegnę w te strony
Gdzie stary dworek i park zielony
I Dom Ludowy, wówczas drewniany
I Jan, poeta, jakże lubiany
Na zboczu cmentarz i mogił wiele
Tutaj spoczęli po ziemskim dziele
Nasi dziadkowie, krewni, kapłani
Życzliwym słowem wciąż wspominani
Źródło Maruszy z swą czystą wodą
Co w skwarne żniwa było ochłodą
I ta legenda o tej dziewczynie
O której pamięć tu nie zaginie
Stara kapliczka ze świętym Janem
I wiejska szkoła z patronem znanym
Wciąż żywa pamięć o nim przetrwała
I tamta chatka, skromna i mała
Dziś świadek czasów dawno minionych
Lat w niedostatku, biedzie, spędzonych
Cenny zabytek z przed dwustu latek
I obraz tamtych pod strzechą chatek
J. Jeżowski

Typowa wiejska chata pod strzechą z lat powojennych. ( Zdjęcie Wikipedia )
W Husowie który pamiętam, ogromna większość chałup była kryta strzechą, z jedną izbą, małą kuchnią, sienią, a w drugiej połowie chałupy nie wielką obórką w której była najczęściej jedna lub dwie krowy. Posiadanie krowy, zapewniało dostatek mleka, masła, twarogu, serwatki dla prosiaka, ponieważ w sklepach nie było tych artykułów. Można było natomiast sprzedać w sklepie kurze jajka, aby kupić za nie litr nafty do lampy naftowej, cukier, drożdże do ciasta. Gdy potrzeby własne były zabezpieczone, nadwyżki mleka odstawiano do mleczarni. Sprzedaż mleka była opłacalna i stanowiła liczący się dochód w gospodarstwie. Każdego ranka wystawione przy drodze bańki z mlekiem zawoził do mleczarni specjalną konną platformą „wozak” Paweł Styś. W niektórych gospodarstwach krowy służyły również jako siła pociągowa. Były to jednak nieliczne przypadki.

Zdjęcie Wikipedia
Przypominam sobie z tamtych lat dwóch gospodarzy którzy wykorzystywali krowy do prac polowych. Zaprzęgano je do wozu, wykorzystując do zwózki zboża, siana, drewna z lasu czy kartofli z pola a także do pługa. Z całą pewnością w latach wcześniejszych było więcej gospodarzy którzy w ten sposób wykorzystywali krowy do prac polowych. Ekonomicznie było to uzasadnione, ale mimo wszystko budziło wśród ówczesnych husowian zdziwienie i było postrzegane jako relikt przeszłości. Jeden z takich gospodarzy mieszkał na Górze Husowa a drugi na Dole, ok. 200 m. przed sklepem na Kamionce. W późniejszych latach zbudowano w jego ogrodzie tuż przy drodze, magazyn nawozów sztucznych. Dokładnie w tym miejscu stała kiedyś olejarnia. Nieco wyżej w ogrodzie stał ładny drewniany domek kryty blachą gdzie zamieszkiwali Katarzyna i Stanisław Podolec.
W szkolnych latach zakradaliśmy się do ich ogrodu po papierówki, białe morwy, czereśnie. Niekiedy pan Stanisław gonił nas z ogrodu, spuszczał z łańcucha psa kundla, który wprawdzie nie wyrządzał nam krzywdy, ale za to robił wiele hałasu. Kasia i Stanisław nie mieli dzieci. Ich krówki były chude. Nie chętnie i z trudem ciągnęły wóz z snopkami czy też z innym ładunkiem. Stanisław pochodził z bogatej rodziny, podobnie jak jego małżonka Kasia. Mieli sporo dobrego pola, ale nie radzili sobie z prowadzeniem gospodarstwa.
Pole obsiewali dopiero w maju, dla tego i plony były marne. W późniejszym czasie Stanisław kupił sobie konia, ale i konik był zabiedzony. Pewnego dnia zajrzeliśmy do jego stajni. Koń stał smutny i głodny z opuszczoną głową, widocznymi pod skórą żebrami i nastroszoną długą sierścią. Wrzuciliśmy mu snopek owsianej słomy z wozu który stał przed domem. Skrzętnie się nim pożywiał. Mieli kawałek pola tuż przy naszym ogrodzie. Obserwowałem wysiłek jego konia który przy orce prawie się zataczał. Stanisław mówił do niego, „nie zbytkuj, nie zbytkuj” ale jemu zbytki nie były w głowie. Brakowało mu siły do ciągnięcia pługa.
Stanisław pytał nas niekiedy co ludzie o nich mówią. Miał świadomość iż postrzegani są inaczej jak inni sąsiedzi. A ludzie nie mówili dobrze. W niedzielę Stanisław szedł do kościoła na pierwszą niedzielną Mszę Świętą na siódmą rano. Źle ubrany stawał gdzieś w kąciku i pierwszy wychodził z kościoła unikając wszelkich spotkań. W rozmowie zwykle trochę seplenił, mówił nie wyraźnie. Obserwowaliśmy go z zainteresowaniem jako osobę różniąca się w husowskim środowisku, inną i jakby nie nadążającą za duchem czasu. Czy takich osób było w Husowie więcej ? Sądzę że nie. Był to raczej pojedynczy przypadek na który składały się zapewne różne okoliczności, takie jak słaba dbałość o własny wizerunek, o własne gospodarstwo, zamknięcie się w sobie, odizolowanie się od sąsiadów którzy mogli przecież doradzić czy pomóc. Występowało tu zapewne zjawisko zakompleksienia, braku odwagi do wyjścia do ludzi. Dla nas, młodych chłopców, stanowili pewną ciekawostkę.
Nieodłącznym zajęciem gospodarskim była młócka zboża cepami. Późna jesień, zima i wczesna wiosna, to czas kiedy w stodołach tętniło życie. Było to zajęcie mozolne i pracochłonne. Powiązane w snopy zboże należało rozwiązać i rozścielić na klepisku cienką warstwą. a po wymłóceniu zebrać słomę, a ziarno za pomocą wialni lub recznie oczyścić z plew a zboże zebrać do skrzyni lub worków.
Częstym zajęciem gospodyni, ale nie tylko jej, było zrobienie masła w masielniczce.Chętnie pomagały w tym dzieci. Było to dla nich pewną ciekawostką.