BLISCY SERCU


 
 Moi rodzice, Maria i Stanisław Jeżowscy
 
RODZICOM MOIM

Wiem że jesteście gdzieś tam wysoko
gdzie wszyscy święci
Ja wciąż rysuję kochane twarze
W mojej pamięci

Pożółkłe liście wierzby płaczącej
dzisiaj grób kryją
Rodzice moi....wiem to na pewno
wciąż żyją

Razem z świętymi w błękitnym niebie
w obliczu Boga
Ziemskiej wędrówki etap skończony
zamknięta droga

Rząd martwych liter wykutych w płycie
których nie zliczę
I znak pamięci od tych co żyją ...
tlące się znicze

Na grób Wasz kładę wieniec zielony
z szarfami
A myśl uparta ciągle podąża
za Wami

Chylę dziś głowę bom nie był z Wami
aż do ostatka
  I ten telegram zroszony łzami
umarła matka

Z Waszym odejściem wszystko co piękne
w smutek się zmienia
Ja jestem w drodze, Wy już po tamtej
stronie cierpienia

Autor Józef Jeżowski  



Ślubne zdjęcie moich rodziców 18. 10. 1930 r.

https://images31.fotosik.pl/313/37ec807f23db2a7cgen.jpg

Zdjęcie z przyjęcia ślubnego moich rodziców.( Tuż za rodzicami stoją bliscy sąsiedzi, Jadwiga i Henryk Ferencowie którzy tydzień wcześniej zawarli związek małżeński ( Na zdjęciu poniżej) W pierwszym rzędzie z prawej bliski sasiad, Jan Lichota, wieloletni husowski sołtys z małżonką Franciszką i córką Wandzią na ręku. Dalej brat matki, Jgnacy z małżonką. Obok matki mój dziadek, Jakub Jeżowski i dalej wujek Kajetan.


Zdjęcie ślubne naszych bliskich sąsiadów, Jadwigi i Henryka Ferenców. W pierwszym rzędzie od prawej mój ojciec (nieco przyciety) a obok matka (w stroju krakowskim) Po lewej stronie w srodkowym rzędzie (starszy pan z wąsami i siwym włosem ) to Jan Styś, organista za czasów ks. Turkiewicza, ojciec profesora Wincentego Stysia.

 
 
 Po prawej moja matka, w wieku 20 lat, wtedy jeszcze z panieńskim nazwiskiem... Cieszyńska z swoimi koleżankami. Po środku Aniela Mac-Homenda po lewej Weronika Dudek (Rok 1919)
  
Moja matka urodziła się w Husowie w roku 1899. Zmarła w roku 1973. Jej dziadek pochodził podobno z sąsiedniej Sieteszy. Ukończyła trzy klasy szkoły powszechnej u pana Karakulskiego. Były to  czasy gdy tworzyły się początki szkolnictwa w Husowie. Od najmłodszych lat pomagała swoim rodzicom w kilku morgowym gospodarstwie rolnym. Była osobą pobożną, kochającą, troskliwą nie tylko dla swoich bliskich, ale takze dla osób biednych, nie radzących sobie w życiu
 
 

Rodzice z siostrą Emilią


Z rodzicami, siostrą Emilią i bratankiem Jackiem

Mottem mojej matki było przeżyć życie w zgodzie z Bogiem i ludźmi. Tej zasadzie była wierna do końca. W latach czterdziestych a także później nasz dom, i nie tylko nasz, odwiedzało  sporo  żebraków. Najczęściej z biednej Chodakówki, Lipnika a także Sieteszy. Często odwiedzała nas starsza pani z Chodakówki. Mocno pochylona, źle mówią, a na jej odzieniu było tyle łat, że trudno było dostrzec z jakiego materiału uszyta jest jej odzież. Lubiła matce wiele opowiadać mimo trudności z wymową. Matka zawsze miała dla niej życzliwe serce i czas na wysłuchanie jej. Wspierała ją czym mogła.

Była matką o której można mówić tylko same dobre słowa. Nibyła najlepszą matką jaką opatrzność mogła nas obdarzyć. Ja i moje starsze rodzeństwo bardzo ją kochaliśmy.Tak było zawsze, również wtedy gdy byliśmy już dorośli i samodzielni.  W wielu trudnych sytuacjach odnosiłem się do mądrości mojej matki czy ojca. Zadawałem sobie pytanie, jak oni postąpili by w mojej sytuacji. Na ich przykładzie znajdywałem zawsze dobrą podpowiedz.
 
Zwyczajem mojej matki było to, że nie wzięła do ust mięsa z własnego inwentarza czy drobiu. Tłumaczyła to tym, że po prostu nie mogła by tego przełknąć. Były to stworzenia jej bliskie, którymi się opiekowała. Kiedy po latach oglądałem dokumentalny program o byłym francuskim prezydencie, generale Charles de Gaulle, okazało się że prezydent czynił podobnie. Również nie spożywał mięsa z własnego gospodarstwa, twierdząc że przyjaciół się nie zjada.

Co dzień wieczorem, długie minuty poświęcała na modlitwę którą zawsze odmawia klęcząc. Tak było przez całe jej życie. Ceniła sobie skromność. Idąc na niedzielną Mszę, zajmowała miejsce bynajmniej nie preferowane ale gdzieś na uboczu, w kąciku. To pozwalało skupić się jej na modlitwie. Jestem wdzięczny Bogu za dobrych, wspaniałych rodziców.

DŁONIE MATKI

Najcudowniejsze dłonie na świecie
Zawsze pomocne, zawsze kochane
Gotowe służyć w każdej potrzebie
Te które leczą największą ranę

Niby zwyczajne, lecz wyjątkowe
Budziły we mnie wielki szacunek
A kiedy była jeszcze tu z nami
Składałem na nich swój pocałunek

Od lat najmłodszych wciąż je pamiętam
Z trudzone pracą matczyne dłonie
I włos spleciony w długim warkoczu
Dostojnym srebrem przyprószył skronie

I jeszcze jeden epizod wspomnę
Jakże istotny, dość nie typowy
Matczynych dłoni nie zdobił klejnot
Ozdobny, drogi, czy wyjątkowy

Wszak ukochała życie w prostocie
Bo proste było serce matczyne
Fałsz dla niej obcy, niechęć, obłuda
Wyrachowania ani kruszynę

Klejnotem dla niej była rodzina
Której służyła przez wszystkie lata
Gdy się nam wiodło w życiu szczęśliwie
To dla niej była godna zapłata

Kiedy odwiedzam rodzinne strony
I stary cmentarz, miejsce wytchnienia
Chciał bym znów dłonie jej ucałować
Bo wciąż mi drogie matki wspomnienia

Wiem też że czuwa gdzieś tam z wysoka
Że jest mi wsparciem w każdej potrzebie
I chociaż dłoni jej nie uścisnę
To bardzo tęsknie mamo do Ciebie

Zawsze zostaniesz w mojej pamięci
Bo byłaś dobra, bardzo kochana
Przy Twej mogile z wielkim szacunkiem
Chylę swe czoło, zginam kolana

Józef Jeżowski


Od lewej siostra, Emilia, brat Janek z naszą matką



OSTATNIE ŚWIĘTA Z MATKĄ

Tu chciał bym wrócić do Wielkanocy dla mnie szczególnej. Mieszkałem wówczas już tu, na Pomorzu. Z korespondencji wiedziałem że matka choruje. Przyjechałem więc na wielkanocne święta do Husowa aby spędzić je razem z moimi rodzicami. Matka bardzo się ucieszyła z mojego przyjazdu. Większość czasu spędzała w łóżku zmagając się z swoją chorobą. Trudno oddychała a postępująca astma nie rokowała nadziei na poprawę.

Były to moje ostatnie już święta z matką. Jej zwyczajem było, że kiedy odjeżdżałem, odprowadzała mnie ścieżką aż do drogi. Wtedy wyszła zaledwie do progu domu. Pożegnaliśmy się z łzą w oku. Gdy odchodząc obejrzałem się, skinęła ręką na pożegnanie i wróciła do domu. Przeczucie mówiło mi że jest to moje ostatnie z nią spotkanie. Tak faktycznie było. Zmarła dwa  miesiące później.
 
Mój kontakt z matką był bardzo serdeczny. Jej marzeniem było bym swoje rodzinne gniazdko założył blisko Husowa aby można często się odwiadzać. Niestety, życie napisało zupełnie inny scenariusz. Zamieszkałem  na drugim krańcu Polski, na  Pomorzu. Nigdy mnie tu nie odwiedziła. Nie mogła jeździć pociągiem ani samochodem. Cierpiała na chorobę lokomocyjną.

Dziś z tą chorobą można sobie łatwo poradzić, jednak w tamtych czasach nie było to takie proste. Moim najcenniejszym skarbem po rodzicach są dwa listy. Jeden od matki a drugi od ojca. Proste słowa pisane nie wprawną ręką . Dla czego tylko dwa, na przestrzeni tylu lat ? Otóż pisanie przychodziło moim rodzicom z trudem, więc wyręczała je w tym moja siostra.
 
Mój Ojciec,Stanisław urodził się w 1903 roku (zm. 1989) Wychował się w biednej rodzinie. We wczesnych latach zmarła mu matka, pozostał razem z ojcem na dwóch morgach lichej ziemi z kawałkiem ogrodu na którym stała ich malutka chałupa o standardowym wówczas układzie. Jeden mały pokoik służący jednocześnie za kuchnię  sień i pomieszczenie dla jednej krowy. To typowy układ dawnych chałup. Była to młodość „o głodzie i chłodzie” jak zresztą wielu ówczesnych husowskich rodzin.

Wszechobecna bieda nie zniszczyła jednak więzi rodzinnych a wręcz przeciwnie, umacniała je. Miał dwóch braci i siostrę. Starszy brat to Ludwik a młodszy Józef i młodsza siostra, Karolcia która nagle zmarła w młódzieńczym wieku gdy miała 20 lat. Był człowiekiem zaradnym. Tego wymagaly ówczesne warunki bytowe. Potrafił zrobić buty, te z drewnianą lub skórzaną podeszwą, trudnił się fryzjerstwem i wielu husowian przychodziło do nas by swoją fryzurę doprowadzić do porządku. Z fryzjerskich umiejętności ojca korzystał także ówczesny proboszcz, ksiądz Julian Bąk zapraszając ojca na plebanię do skrócenia włosów.

Ojciec, podobnie jak Jan Rak, parał się różnymi zajęciami.Taki był wymóg i konieczność tamtych lat.Potrafił zrobić smaczne wyroby wedliniarskie, toteż wielu gospodarzy z Husowa i Tarnawki zapraszało ojca do zabicia świnki i zrobienia wędlin. Zapłatą za tę usługę nigdy nie były pieniądze a  kawałek szynki,porcja kiełbasy, kaszanki, salcesonu czy słoniny To w dużym stopniu wzbogacało naszą domową kuchnię. Na drugi dzień  wędzenie wyrobów w dymie jałowcowym. To było zwykle przed świetami Bożego Narodzenia, natomiast latem wraz z swoim przyjacielem, Janem Podolcem budował domy z drewna i budynki gospodarcze.
 

 Rodzinne zdjęcie z roku 1942 z dziadkiem Stanisławem, rodzicami i rodzeństwem i stryjkiem Pawłem


Rodzice zaproszeni na ślub przyjaciół. Z lewej mój ojciec, za nim matka z rocznym bratem, obok panny młodej pan Błaszkiewicz z moją siostrą Emilią a niżej najstarszy brat. Janek (1940 rok )

Ojciec cenił sobie własne rodzeństwo i własną rodzinę. Lubił odwiedzać nas, niezależnie od miejsca zamieszkania. Mimo sporej odległości odwiedził mnie trzy razy.tu na Pomorzu. Cieszył się że sobie radzę w życiu, że mam własny dom, dobrą kochającą małżonkę, że mam dorodnego syna że odrabiam husowskie edukacyjne zaległości. Cieszył się z mojej nowej pracy w nauczycielskim zawodzie po ukończeniu Pedagogicznej Szkoły Technicznej w Gdańsku.



Z kolegami z Pedagogicznej Szkoły Technicznej w Gdańsku

Ojciec, podobnie jak ja, lubił poezję. Wprawdzie wierszy nie pisał, ale niektóre zapamiętał z lat szkolnych. Jak np te :

PIOSENKA PASTUSZKA

Hejże dana, hejże dana, śpiewam wesół już od rana
Krzyżyk znaczę na mym czole, i z bydełkiem ruszam w pole

Gospodyni chleba dała, obiad wysłać obiecała
A gdy minie miesiąc drugi, da talara za usługi

O moj Boże talar biały, toć mi to skarb, to kram cały
Kupić można na jarmarku, przynieść wszystkim coś w podarku

A więc mamci chustkę krasną, Basi śliczną wstążkę jasną
Kaźmierkowi pas z kółkami, i buciki z podkówkami

Ale najpierw wiem co zrobię, piękny obraz kupię sobie
Matkę Boską w gwiazd koronie, i z dzieciątkiem na jej łonie

I wybiorę drzewo w lesie, co najmilszy zapach niesie
I nożykiem korę zgładzę, jak w ołtarzyk obraz wsadzę

Sprawię jej to że pastusza, czysta zawsze będzie dusza
A ja rankiem i wieczorkiem, przyjdę uczcić Ją paciorkiem

Żeby jej wesoło miło, jak w kościółku jakim było.


~~ ~~ # ~~ ~~

Błysło świtem zaranie
Półmrok spada powoli
Z wiarą idę o Panie
Ziarno rozsiać na roli

Trud mnie dzienny nie zmorze
Czy ciężkiej pracy znój
Tylko Ty mi o Boże
Siew pobłogosław mój

Wszak ty żywisz ptaszęta
Co nie orzą, nie sieją
Twoja Panie moc święta
I mnie krzepi nadzieją.








OCALIĆ OD ZAPOMNIENIA
 
Właściciel tej strony nie aktywował dodatku "Toplista"!
 
,
 
Dziękuję za odwiedziny mojej stronki 20175 odwiedzający
Ta strona internetowa została utworzona bezpłatnie pod adresem Stronygratis.pl. Czy chcesz też mieć własną stronę internetową?
Darmowa rejestracja