PACJENT AKUSZERKI


W tym, kiedyś ładnym domku ( dziś w ruinie) u naszych sasiadów, Porębskich, w wynajętym pokoju mieszkała pani akuszerka, uchodzca z ogarniętej powstańczymi walkami Warszawy w 1944 roku

 
Pewnego dnia matka zauważyła u mnie, kilkuletniego wówczas chłopca, że mam żółte oczy i twarz. Czułem się w zasadzie normalnie, oprócz zmian wyglądu twarzy, nie było innych uciążliwych objawów. Dostrzegłem spore  zakłopotanie matki. Nie było przecież w Husowie lekarza. Matka poszła poradzić się Pani Cholewinej która mieszkała w wynajętym pokoju u bliskich sąsiadów, Porębskich. Była warszawianką, uchodźcem z pogrążonej w powstańczych walkach Warszawy. Z zawodu była położną, ale to raczej współczesna nazwa, wówczas mówiono że jest akuszerką. Pomagała husowianom w różnych kłopotach zdrowotnych. Pomogła również i mnie.Stwierdziła że jest to żółtaczka i zaleciła leczenie czosnkiem.

Zajadałem wszystkie potrawy z dodatkiem czosnku. Śniadanie, obiad i kolacja niezmiennie z dodatkiem czosnku. Taka dieta  sprawiała że już z daleka czuć było ode mnie ten leczniczy specyfik. Mnie to specjalnie nie przeszkadzało, bardziej było to uciążliwe dla rodzeństwa i kolegów. O czymś takim jak antybiotyki nikt wówczas nie słyszał. Leczenie czosnkiem uznane było od wieków za metodę skuteczną. Również i dla mnie okazało się pomocne. Kłopotów z wątrobą nie mam do dziś, a pani Cholewinej wdzięczny jestem za dobrą diagnozę i skuteczne leczenie.

Nie był to jedyny kłopot w którym pomogła mi życzliwa warszawianka. Pewnego dnia z moim starszym bratem Bronisławem spacerowaliśmy sobie rzeczką która biegnie obok naszego ogrodu. Nic szczególnego bo lubiliśmy się taplać w wodzie. Tyle w niej było ciekawości. Pływały  w  niej małe  rybki, niekiedy  można było  spotkać  raka wygrzewającego się nieruchomo w krystalicznie czystej wodzie. Było wiele atrakcji w tych wodnych spacerach. Jednak pod wieczór matka zauważyła że mam spuchnięte stawy w okolicy kostek.. Dziś nie potrafię powiedzieć jaka choroba mnie dopadła. Być może było to zapalenie stawów. Nie odczuwałem żadnych przykrych dolegliwości. Poszliśmy z matką do pani akuszerki która dała matce jakieś ceratki czymś nasączone i kazała owijać nimi stopy. Te zabiegi trwały dość długo, ale również okazały się skuteczne. Później nie pozwalano mi już wchodzić do wody.

Kolejna  zła  przygoda  przydarzyła  się  nieco   później, już  po  wyjeździe  do  Warszawy  naszej  sąsiadki, pani Cholewinej. Siedziałem sobie w kuchni przy stole, natomiast matka zajęta była obieraniem kartofli na obiad. Zabawiałem się leżącymi na stole jabłkami. Były bardzo twarde i do jedzenia zupełnie się nie nadawały, ale do zabawy owszem. W pewnej chwili wziąłem do ręki leżący na stole nóż z ostro zakończonym końcem i chciałem go wbić w jabłko które trzymałem w lewej dłoni. Było twarde więc nacisnąłem nóż dużą siłą, jednak okazało się że o wiele za dużą.

Wbiłem nóż w jabłko, ale i w dłoń. Poczułem ostry ból i z krzykiem pobiegłem do matki z dłonią wyciągniętą przed siebie z której zwisał wbity nóż razem z jabłkiem. Matka wyrwała nóż z dłoni i zabandażowała mi rękę. Wkrótce kazało się że środkowy palec jest bezwładny i  nie mogłem go zgiąć, jedynie wraz i pozostałymi palcami dłoni. Zostało uszkodzone ścięgno I tak już zostało  do dziś. Kiedy jako  młody chłopiec uczyłem  się gry na akordeonie, okazało się to dużą przeszkodą. Wizyta u chirurga i diagnoza że już nic się nie da zrobić. Za późno na leczenie
 
 
OCALIĆ OD ZAPOMNIENIA
 
Właściciel tej strony nie aktywował dodatku "Toplista"!
 
,
 
Dziękuję za odwiedziny mojej stronki 20173 odwiedzający
Ta strona internetowa została utworzona bezpłatnie pod adresem Stronygratis.pl. Czy chcesz też mieć własną stronę internetową?
Darmowa rejestracja