Zdjęcie Wikipedia
W naszej chacie kwaterowała przez pewien czas grupa radzieckich żołnierzy. Pojawiali się puźnym popołudniem na kwaterę. Przygotowywali linię obrony na zachodnim skraju tarnawskiego lasu. Kopali stanowiska strzeleckie dla baterii moździerzy, karabinów maszynowych i pojedyncze dla strzelców piechoty.Gdy byłem już starszym chłopcem oglądałem te miejsca z moim kolegą, Olkiem Ferencem. Obok tarnawskiego lasu jego rodzice mieli kawałek pola na którym Olek pasał krowy a ja mu niekiedy towarzyszyłem. Oglądaliśmy tu ślady żołnierskiego trudu. Okopy były porośnięte krzewami i leśną roślinnością, ale wyraźne.
Gdy żołnierze wracali na odpoczynek do naszego domu, byli zmęczeni i ubłoceni. Próbowali posilić się swoim żołnierskim prowiantem. Matka częstowała ich ciepłym posiłkiem, zupą kartoflanką i ciemnym razowym chlebem upieczonym z mąki zmielonej w żarnach. Byli jej za to wdzięczni. Opowiadali z jakich rejonów Związku Radzieckiego pochodzą. Szczególnie dobrze zapamiętałem jednego z nich, młodszego od pozostałych. Z kieszeni munduru wyjął portfel a z niego zdjęcie. Pokazał mojej matce tłumacząc że to jest "żonku, żonku". Miał w oczach łzy, mówił łamaną polszczyzną że bardzo tęskni do niej i chce do niej wrócić.
Siedziałem obok mamy i oglądałem trzymaną w jej ręku fotografię dziewczyny o długich ciemnych włosach i ładną buzią. Widziałem wzruszenie na twarzy matki. Doskonale rozumiała tego młodego żołnierza, rozłączonego rozkazem wodza od rodziny. Czy wrócił do niej, czy spotkał się jeszcze ze swoją kochaną "żonku" do której tak bardzo tęsknił? Dziś oceniam tę możliwość jako niewielką albo żadną, gdyż przed nim było jeszcze wiele wojennych dni i krwawa droga do Berlina. W mojej matce znalazł kogoś, komu mógł się zwierzyć, pożalić. Potrzebował zrozumienia, czułości o którą na wojnie liczyć nie można. Matka ten warunek spełniała,była osobą wrażliwą na ludzką niedolę.
Wspomnę tu jeszcze o sprawach językowych. Trzeba przyznać że nie było z tym większych problemów. Być może byli to żolnierze z sąsiedniej Białorysi czy Ukrainy, Oni starali się poznać nasz język, a my chcieliśmy zrozumieć ich. Poza tym wiele słów jest zbliżonych, bliskoznacznych o podobnym znaczeniu. Kiedy skończyła się wojna, ja i moi rówieśnicy znaliśmy wiele rosyjskich słów i ta znajomość nas bawiła. Np zamiast pytać kolegę, dokąd idziesz, pytaliśmy "kuda idiosz" Ich słownictwo przyswajaliśmy sobie bez trudu i niemal bezwiednie.
|