SĄSIEDZI JANA RAKA

https://encrypted-tbn0.gstatic.com/images?q=tbn:ANd9GcTWkQf8jiMQAXuKuMXHETyceuFnYf-8LG0HArSXagjqDVolhnNQ8A
Zdjęcie Wikipedia
 
Chata na zdjęciu jest zbyt  okazała jak na tę w której mieszkał sąsiad Jana Raka. Jego chatka była o połowę mniejsza, dokłdnie jak lewa jej część. Małe okienko, obok wejście i dżwi z desek, słomiana strzecha i ściany pomalowane wapnem na biało. Jedna mała izba służyć miała za sypialnię, kuchnię, zapewne łazienkę i szpiżarnię. To daje obraz jak skromnie żyli niektórzy dawni mieszkańcy Husowa. Nie było też przy niej widocznego tu ogródka. Podobne jest natomiast otoczenie chatki. Stroma skarpa obok drogi i skrawek ziemi wielkości ok 2 arów. Jego mini działka graniczyła od strony zachodniej z  ogrodem Jana Raka .

Gdy chodziłem do szkoły, pierwszej i drugiej klasy, niekiedy w wiosenny dzionek przed chatką na stołku siedział starszy człowiek wygrzewając się w promieniach słońca, obserwując pieszych czy z rzadka jeżdzące husowskim gościńcem furmanki Domyślam się że z utęsknieniem wyczekiwał ciepłego wiosennego słońca  po długiej i mroźnej husowskiej zimie.Nigdy z nim nie rozmawiałem, gdyż dzieliła nas pewna przestrzeń wiekowa więc należało to uszanować. Nie znałem też jego nazwiska i nie zapytałem o to rodziców. Pozostał więc dla mnie człowiekiem bezimiennym.Wkrótce starszy człowiek zmarł i chatkę rozebrano a skrawek ziemi zagospodarował mieszkający nieco wyżej, Aleksander Boratyn, też bliski sąsiad Raka, późniejszy kierownik husowskiej mleczarni.
 
Opisany tu przypadek nasuwa inne pytanie. Jak można egzystować żyjąc w maleńkiej chatce na skrawku nie uprawnej działki. Zapewne więcej ziemi ten człowiek nie posiadał gdyż brak tu było jakiegokolwiek zaplecza do jej uprawy, stodoły, podstawowych sprzętów rolniczych itp. Nie pobierał emerytury gdyż ubezpieczenia społeczne wówczas nie istniały. Z czego zatem żył ? Trudno mi na to pytanie odpowiedzieć. Z datków sąsiadów ? Być może ale i sąsiedzi nie byli zamożni, więc na dłuższą metę było to mało prawdopodobne. Przy chatce nie było  studni, a wodę do prania i mycia czerpał zapewne z "studni" z której korzystał Jan Rak Po drugiej stronie strumyka, poniżej chałupy Raka wykopane było zagłębienie obłożone polnym kamieniem gdzie gromadziła się woda. Ujęcie to zabezpieczone było przed opadającymi liśćmi okrągłą pokrywą zbitą z desek. Tuż obok ojciec miał mały kawałek pola, więc latem chodziłem do tej studni zaczerpnąć wody. Pamiętam więc tamte realia.,


SĄSIADKA JANA RAKA
 



Na  zdjęciu trzecia z prawej, bliska sąsiadk Jana Raka, Władysława Styś. Pierwszy z prawej to Władysław Ferenc. Osoba po środku w pierwszym rzędzie to Zuzanna Ciupińska, córka Jana Raka. Tuż za nią Zofia Ferenc, żona Włdysława. Pierwszy z lewej, Stanisław Magoń, przyjaciel Zuzanny i jej opiekunów, Zofii i Władysława Ferenców

Sąsiadka Jana Raka nazywała się Władysława Styś. Mieszkała w bliskim sąsiedztwie Raka od strony północnej Jej skromna chatka kryta strzechą, posadowiona była na stromej skarpie, w płaszczyźnie pionowej ok 40 metrów powyżej chaty Raka. W połowie wysokości tej skarpy wykopane było małe zagłębienie zabezpieczone polnym kamieniem w którym znajdowało się ujęcie źródlanej wody z której korzystała pani Władysława a zapewne także Jan Rak, gdyż w górę i w dół od źródełka prowadziły wydrążone ziemne schodki.Woda w owym źródełku była krystalicznie czysta i smaczna.Niekiedy zastanawiałem się jak radzono sobie z korzystaniem z tego źródełka zimą gdy na stromym zboczu zalegał śnieg 


Mąż pani Władysławy po zmobilizowaniu zginął w pierwszych dniach wojny w walkach z wojskami niemieckimi. Gdzie i kiedy.... w jakich okolicznościach, tego nigdy nie dowiedziała się pani Władysława. Nie otrzymała też żadnej informacji gdzie został pochowany, jeśli w ogóle został pochowany, gdyż wówczas o tym fakcie pozostała by jakakolwiek wiedza. Zginął bez śladu w wojennej zawierusze, ale przecież to nie jedyny taki przypadek w czasie wojennej zmagań

Przyjaźniła się z moimi rodzicami, zwłaszcza z moją matką i bywała w naszym domu prosząc o jakąś pomoc w swoim gospodarstwie (około 3 morgi ziemi) czy też by poradzić się w niektórych sprawach. Przypominam sonie pewne zdarzenie gdy przyszła do matki z poradą, gdyż otrzymała wezwanie do wyjaśnienia pewnej sprawy w PKO w Łańcucie. Problem był tego rodzaju iż pani Władysława nie wiedziała cóż to jest owe...... PKO. Słyszałem tę rozmowę i podpowiedziałem iż jest to Polska Kasa Oszczędności ( wówczas tak się nazywała. Później nazwę zmieniono na Powszechną Kasę Oszczędności) Pani Władysława była bardzo zaskoczona skąd kilkuletni chłopiec zna takie zawiłości Mruga A sprawa była prosta. Jakiś czas temu na lekcji języka polskiego, pani Kasia Bar uczyła nas redagować pisma  do różnych instytucji i urzędów, także do..... PKO. I ta wiedza akurat się przydała.

Przypominam sobie inne tragiczne zdarzenie. Była to niedziela a ja byłem wówczas w kościele na popołudniowym nabożeństwie "Nieszpory" o godz 15. W pewnym momencie usłyszeliśmy charakterystyczne bicie dzwonu wzywające straż do akcji. Niektóre osoby wyszły z kościoła by zorientować się co się dzieje. Okazało się że pali się stodoła pani Władysławy. Szybko przyjechała straż i zbiegli się bliscy sąsiedzi i pożar ugaszono nim zniszczył cały dobytek.
Pani Władysława była wdową wychowującą samotnie czwórkę dzieci. Najstarszy Kazimierz był osobą niepełnosprawną (niedorozwój umysłowy) Zwykle pasał krówkę na wąskim skrawku ziemi ciągnącym się w stronę cmentarza. Było to jego główne zajęcie gdyż tyle jeszcze potrafił. Starsza córka wyszła za mąż za Stanisława Poznańskiego, natomiast młodsza, Marysia, też założyła rodzinę na Rzekach ( lub w Manasterzu) najmłodszy syn, także Władysław założył rodzinkę w Husowie, naprzeciw sklepu "Na kamionce" i rodzinna chatka została bez gospodarzy. Nie kiedy wracając z rodzicami z pola od żniw zachodziliśmy do pani Władysławy na chwilę odpoczynku i krótką rozmowę. Wtedy szedłem do owego źródełka by zaczerpnąć w upalny dzień źródlanej wody. Po żniwach pomagałem także sąsiadce przy młócce zborza w młockarni. Do obsługi młockarni potrzeba było ok. 12 osób więc sąsiedzka pomoc byla tu konieczna. Panią Władysławę wspominam z życzliwością i uznaniem za jej starania i troskę o wychowanie czwórki dzieci na skromnym trzy morgowym  gospodarstwie z lichą ziemią i borykanie się z trudnościami które niesie codzienne życie



Bliscy sasiedzi, Jana Raka, Anna i Jan Barowie, rodzice dr. Józefa Bara ( pośrodku) i wieloletniej nauczycielki, Kasi, (w drugim rzedzie z lewej)

 
Byli bliskimi sąsiadami  husowskiego poety, Jana Raka a takze dobrymi przyjaciółmi moich rodziców.W moich pierwszych latach szkoły podstawowej ich córka, Kasia Bar, była wychowawczynią mojej klasy i nauczycielką języka polskiego. Wiązała nas także wzajemna pomoc sasiedzka w pracach gospodarskich, czy to przy żniwach, sianokosach, a jesienią przy wykopkach kartofli. Ich synowie, Józef i najmłotszy, Tadeusz przyjaznili się z moim starszym rodzeństwem i często bywali w naszym domu.Ta nasza wielopokoleniowa przyjaźń przetrwała wiele lat

 


 
Mieszkający w tym domu Wojciech Córkowicz był również bliskim sasiadem Jana Raka. Dzieliła ich jedynie droga biegnąca przez Husów. Z żoną i trójką dzieci gospodarzył na trzy hektarowym gospodarstwie. Przytoczę tu mały epizod z czasów wojny. Gdy w Husowie stacjonowali rdzieccy żołnierze,Wojkciech o mało nie przepłacił zyciem za  brak posłuszeństaw wobec radzieckiego żołnierza. Gdy ten poprosił Wojciecha o siano dla ich koni, Wojciech odmówił, więc ten zdjął pepesze i postawił warunek, albo siano albo kula. Od tamtego czasu żołnierze nazywali Wojciecha "chytryj mużik"
 
OCALIĆ OD ZAPOMNIENIA
 
Właściciel tej strony nie aktywował dodatku "Toplista"!
 
,
 
Dziękuję za odwiedziny mojej stronki 20175 odwiedzający
Ta strona internetowa została utworzona bezpłatnie pod adresem Stronygratis.pl. Czy chcesz też mieć własną stronę internetową?
Darmowa rejestracja