Autorem listu był Andrzej Styś. Mieszkał nie daleko domu moich rodziców w małej chatce pod strzechą. Pamiętam ten nie istniejący dziś domek-chatkę w którym było bardzo dużo "świętych obrazów" na ścianach. Niekiedy moi rodzice wysłali mnie do jego matki z jakąś sąsiedzką sprawą. Andrzej wówczas nie miał już ojca i mieszkał z matką. Miałem wówczas zaledwie kilka lat, ale ich chatkę przypominam sobie doskonale. Kim był autor listu ?. Z opowiadań rodziców wiem, że był człowiekiem bardzo wesołym, dowcipnym, z dużym poczuciem humoru. Świadczy i tym również treść jego listu, pisanego z dystansem i na luzie.
Andrzej był członkiem ruchu oporu w Łańcucie. W potyczce został ranny i trafił do tymczasowego szpitaliku urządzonego wówczas w pałacu Potockich w Łańcucie. Nazywa to "lazaretem".W swoim liście wymienia kilka nazwisk, między innymi pana Bembenika który wówczas był w Łańcucie listonoszem. Pojawia się także nazwisko Henryka Ferenca, naszego bliskiego sąsiada który w tamtym czasie zajmował się przewożeniem poczty furmanką z Łańcuta do Husowa i odwrotnie. Wspomina także o mojej ciotecznej siostrze, Heli Roman, List Andrzeja zatytułowany jest zabawnie..."Drogi Panie Inżynierze." Wujek Paweł inżynierem nie był, był muzykantem grającym na skrzypkach na husowskich weselach i zabawach tanecznych. Oto list Andrzeja :
Łańcut 15. 01. 194...?
Drogi Panie Inżynierze
Skreślam do Pana parę słów i mam zaszczyt zapytać o Pańskie zdrowie i powodzenie. Jestem zaniepokojony ostatnimi opadami atmosferycznymi które uniemożliwiają regularną i stałą komunikację, przez to cierpi całe "miasto" Husów. Najbardziej jednak brakuje "napojów orzeźwiających" podtrzymujących przeciętnego śmiertelnika na duchu, do których i ja mam zaszczyt (kiedyś) należeć.
Ciekawi mnie jak tam żyje "tata" i inni, czy doszli do przekonania że najlepszym lekarstwem jest czysta zwykła. Ja natomiast mam teraz zaszczyt wylegiwać się w pałacu JWP. hr.Potockich w Łańcucie i liczę dni, ile mi pozostało do skończenia z marnościami świata. Spotkałem w Łańcucie dwóch "genealogów" tj. chirurga i medyka, którzy stwierdzili u mnie "nadmiar krwi w żyłach" i zbyt duże skłonności do sięgania ręką do kabury, i natychmiast nastąpiła "operacja". Ale ku mojemu przerażeniu zamiast użyć do tego potrzebnych narzędzi, użyli pistoletu Vis i 9-cio mm.pocisków, opuścili krwi prze zprzedziurawienie mi kadłuba i boku, oraz ręki, za co moi koledzy z Tolkiem Magoniem na czele, w dowód wdzięczności wysłali "specjalistów do Ojca Abrahama na ciepłe piwo.
Nie długo spotkamy się z Panem Inżynierem u Wrony (to ówczesny mieszkaniec Husowa) w "Hotelu Duś"( to zapewne jeden punktów kontaktowych u Jana Wrony) Załączam serdeczne pozdrowienia, pozdrów wszystkich członków klubu im. "Szkolna dziupla". Do miłego zobaczenia, Twój towarzysz niedoli z "Arki Noego" Andrzej. Kochany Pawełku, proszę Cię, powiedz Heli Roman, że książki które mi podała, odesłałem przez Grześka Zająca z Rzek. który zobowiązał się jej doręczyć i że bardzo dziękuję.
Równocześnie napisz jak tam spędzacie czas, co nowego u Ciebie, czyś się już ożenił. List możesz podać przez Henryka Ferenca z poczty, a on da Bembenikowi na poczcie w Łańcucie i doręczy do "Lazaretu" Trzymaj się, nie daj się. Z szacunkiem Twój Andrzej Czekam na ciekawostki z Husowa. Po niedzieli wyjdę ze szpitala, gdzieś ok. 20 bm.
Ps. Andrzej w liście wspomina o Tolku Magoniu. Pamiętam go, gdyż związany był z ruchem harcerskim w Łańcucie i niekiedy prowadził z młodzieżą szkolną w Husowie spotkania i zapisy do harcerstwa. Mam także zdjęcie jego starszego brata, Gienka Magonia